Ła-7 – 1/72 Eduard
Wstęp
Od jakiegoś czasu na mojej niewielkiej półce z samolotami drugowojennymi brakowało mi takiego z czerwonymi gwiazdami. Zawsze byłem przekonany ze to miejsce jest zarezerwowane do Iła-2m3. Zupełnie niespodziewanie na jednym z portali aukcyjnych zakupiłem Dual Combo Eduarda z Ła-7. Za niewielką cenę dostałem dwa modele z zestawami blaszek (trochę większe niż typowy Zoom) i maskami oraz 8 schematami malowań. Model nie należał się o dziwo zbyt długo w pudle, gdyż wraz z kolegami zgadałem się na miniprojekt. I tak ruszyła nieplanowana budowa tej małej, a zarazem potężnej maszyny.
Budowa modelu
Prace zacząłem naniesieniem linii nitów na całym płatowcu. Zdecydowałem się na ten krok po przejrzeniu planów, które pokazały mi, że miejsc nitowania jest względnie niedużo. Nadmiar nitów pewnie by mnie zniechęcił, a te kilka linijek uznałem, że doda trochę dodatkowego uroku, tej „gładkiej” maszynie.
Odchudziłem ścianki fotela, które były zdecydowanie zbyt toporne. Na fotografii poniżej widać pocienioną część a z lewej strony oryginalną grubość. Fotel dokleiłem do tylnej płyty – łatwiej było mi nim w taki sposób operować.
Przygotowanie wnętrza do malowania widoczne jest na fotografiach poniżej. Wkleiłem większość blaszek do wnętrza, wszelakie pokrętła zamiast bezpośrednio do ścianki modelu przymocowałem na krótkich trzpieniach by dodać wrażenia przestrzenności. Elementy blaszki kolorowej przed malowaniem przysłoniłem maskolem i taśma Tamiya. Wkleiłem też fragment tylnej ściany która posłużyła mi w późniejszym etapie do uzupełnienia brakującej sekcji „radiowej”. Przykleiłem również tylne koło i klapy zamykające jego wnękę. Przed wklejeniem, klapy i kadłub w okolicach wnęki zostały co najmniej dwukrotnie pocienione. Ich pierwotna grubość była dla mnie nie do zaakceptowania.
Pora na malowanie. Jako kolor wnętrza (niebiesko szary) zdecydowałem się na Dark Ghost Gray (MM1741), który naniosłem w nieregularny sposób na pocieniowane wcześniej kolorem czarnym powierzchnie, po tym zabiegu całość przetarłem dość intensywnie suchym pędzlem kolorem jasnoszarym. Zdecydowałem się na tak duży kontrast gdyż w ciasnym, zamkniętym wnętrzu i tak nie będzie za dużo widać. Zdjąłem maskowanie z wcześniej przyklejonych kolorowych blaszek i dokleiłem kilka ostatnich kolorowych części. Nie wykonałem klasycznego washa. Na matową powierzchnie naniosłem nieregularne plamy, zacieki, smugi bardzo rozrzedzonymi farbami czarna i brązową. Po kilku próbach uzyskałem efekt który mnie zadowolił.
Następnie przystąpiłem do wykonanie fotela, rozrzedzonym brązem pomalowałem obicie i dokleiłem barwione pasy załączone do zestawu. Montaż tablicy z zegarami był już formalnością, a we wnęki zegarowe zapuściłem krople błyszczącego lakieru akrylowego. Na tak przygotowane części czekał już tylko montaż.
Skleiłem polówki kadłuba (spasowanie na „4 z minusem”) i wkleiłem wręgę z fotelem przed przyklejeniem skrzydeł. Część z tablica zdecydowałem się dokleić do skrzydeł, i tak przygotowany element usztywniłem zaciskami i dokleiłem do kadłuba za pomocą Extra Thina. Skrzydła bardzo dobrze pasowały w środkowej części (uff… na tym mi najbardziej zależało, by nie szpachlować i szlifować w okolicach wykonanych wcześniej drobnych nitów). W tylnej części powstały drobne nierówności wymagające szlifowania , a z przodu ok. 0,5 mm szpara którą zasklepiłem paskami polistyrenu i klejem po czym wyszlifowałem. Przykleiłem tez stateczniki poziome. Wnętrze nie było nadal skończone, brakowało półki ze sprzętem radiowym. Dorobiłem ją z odpowiednio dociętej płytki polistyrenowej na która przykleiłem 4 „klocki” mające imitować sprzęt tam się znajdujący. Pozostało teraz tylko jej pomalowanie i doklejenie imitacji przewodów.
Przy okazji sklejania skrzydeł konieczne było delikatne „uzbrojenie” komór podwozia. Z płytki polistyrenowej dorobiłem imitacje wlotów doprowadzających powietrze do silnika oraz wkleiłem dwa dodatkowe elementy widoczne na większości fotografii prawdziwego samolotu. Całość pomalowałem tym samym kolorem co wnętrze kokpitu. Postarzenie tej części zaplanowałem że wykonam w etapie późniejszym. Do malowania przygotowałem również golenie podwozia. Dokleiłem przewody z blaszki oraz ograniczniki amortyzatorów a całość przykleiłem do klap.
Półeczkę pomalowałem na kolor wnętrza, a znajdujące się na niej imitacje instalacji radiowej na kolor czarny i mocno przeciągnąłem suchym pędzlem. Dokleiłem imitacje kilku przewodów (na większą ich ilość nie dałem rady siebie zmotywować) i całość potraktowałem w kilku miejscach mocno rozrzedzoną czarną farbą. Na tym etapie doklejony został również celownik. Po wstępnych przymiarkach z oszkleniem (niestety bardzo grubym) okazało się, że celownik jest za wysoki i zbyt mocno wystaje w przedniej części. Został wiec skrócony w przedniej części, odklejony i ponownie przyklejony ok. 1 mm niżej. Takie ułożenie wyeliminowało kolizje tych elementów i jednocześnie zdecydowanie lepiej wyglądało we wnętrzu. Na zakończenie dokleiłem szklaną przegrodę miedzy przedziałem radiowym a kabiną pilota.
Spód modelu – przetarłem papierem ściernym naniesione wcześniej linie nitów, by zniwelować wybrzuszenia powstałe w czasie ich wygniatania, zależało mi aby były one ledwo widoczne. Zdecydowałem, że wylot powietrza z chłodnicy olejowej zrobię w pozycji maksymalnie otwartej, zwłaszcza że siatka imitującą jej wnętrze była dołączona do zestawu blach i prezentowała się bardzo ładnie. W tym celu wyciąłem tylną część plastiku, wyrównałem pilnikiem i papierem, nawierciłem otwór 0,2mm i wkleiłem tam cienki drucik imitujący mały siłownik poruszający klapą. Na koniec przykleiłem blaszkę z dołączonego do modelu zestawu, zalałem super glue i wyczyściłem.
Oszklenie – czysto odlane, bardzo przejrzyste i niestety najgrubsze jakie do tej pory spotkałem w modelu 1/72. Całkiem odpadał pomysł zrobienia go w wersji z odsuniętą częścią środkową. Po przymiarkach na sucho okazało się że środek kabiny, mimo grubości jest bardzo dobrze widoczny, wiec przystąpiłem do przyklejania. Zanim jednak to zrobiłem, wkleiłem jeszcze lusterko i wajchę do otwierania owiewki. Tylny element, zasłaniający cześć radiową, okazał się za wąski, co niestety spowodowało konieczność szlifowania kadłuba. Byłby to banał gdyby nie fakt, że w tej części znajdują się prowadnice do odsuwania owiewki. Mozolne skrobania i odtwarzanie tego elementu zajęło mi trochę czasu. Przednia część pasowała bardzo ładnie w środkowej części. Niestety przód trochę odstawał i tworzył szczelinę, która potraktowałem kilkoma warstwami Surfacera a następnie wacikiem nasączonym zmywaczem. Całość spoiny przetarłem na koniec delikatnie papierem ściernym. Szczelina była również między obiema częściami szklanymi, tu ponownie z pomocą przyszedł Surfacer i wacik. Po tych operacjach całość była gotowa do maskowania, które wykonałem z użyciem masek zawartych w zestawie.
Ostatnie przygotowania przed malowaniem, wyszlifowałem wszelkie nierówności i niespasowania. Tu na szczególną uwagę zasługiwała doklejana płyta przed kabiną zakrywająca działka kadłubowe. Rurkę pitota udało mi się standardowo złamać, po sklejeniu trafiła na swoje miejsce na skrzydle. Dokleiłem tez masz anteny kadłubowej. Zamaskowałem wnęki podwozia i całość modelu pokryłem delikatną mgiełką Surfacera 1000. Ujawniło to kilka bardzo drobnych poprawek koniecznych do wykonania, przed malowaniem kamuflażu. Kilka kropel Surfacera i drobny papier ścierny całkowicie opanowały sytuację. Model był gotowy na główne malowanie.
Malowanie i oznakowanie
Malowanie zacząłem od naniesienia na cały model czarnego pre-shadingu, a następnie kolorem błękitnym z palety MM Authentic do maszyn sowieckich pomalowałem spód z odzwierciedleniem delikatnego cieniowania. Po pewnym czasie spód zamaskowałem wałeczkami z Patafixu by uzyskać łagodne przejścia kolorów oraz taśmą na większych powierzchniach by przypadkiem nie dostała mi się tam farba. Na górę wykonałem dodatkowe szablony pod pierwsze malowanie (później okazało się że była to zupełnie zbyteczna praca). Jako pierwszy kolor kamuflażu poszedł MM 1740 (Dark Gull Gray) zmiksowany w celu delikatnego rozjaśnienia z kroplą jakiegoś jasnoszarego i kroplą koloru spodu.
Po takim malowaniu, całość jeszcze raz delikatnie i punktowo pomalowałem cieniutką warstwą tego samego koloru ale rozjaśnionego delikatnie białym. Przed położeniem drugiego koloru góry przygotowałem szablony, które umieściłem na kuleczkach Patafixu. Stosuje to rozwiązanie, gdyż łatwiej jest mi odwzorować kształt plam (często skomplikowanych), niż układać je z wałeczków Patafixu. Ma ono swoje minusy, gdyż trzeba uważać aby farba w czasie malowania nie dostała się pod spód tworząc widoczny odkurz. Gdy już to się stanie, można ją delikatnie zetrzeć papierem 1000-2000.
Drugi kolor góry to Humbrol H27 malowany dokładnie tymi samymi technikami co poprzednie kolory. Po pomalowaniu stwierdziłem że jedna z plam zdecydowanie na boku kadłuba odbiega od typowego malowania dla Ła-7, co potwierdziło się po sprawdzeniu kilku fotografii, więc w ruch poszedł znów aerograf i H27. Szybka i pomyślna korekta pozwoliła na ściągniecie spodnich masek. Cały model obejrzałem dokładnie i w miejscach gdzie znalazłem paprochy lub inne niedoskonałości pomalowanej powierzchni, delikatnie przetarłem papierem 1000 lub 2000. Papierem też delikatnie przetarłem ruchome powierzchnie lotek, dzięki czemu uzyskałem ciekawe zróżnicowanie ich powierzchni i koloru. W kilku miejscach musiałem ponownie punktowo przemalować. W międzyczasie na czerwono pomalowałem przód osłony silnika. Niestety ponownie w czasie prac malarskich udało mi się złamać rurkę pitota, z tego powodu podjąłem decyzje całkowitego zastąpienia jej poprzez odpowiednio dociętą igłę o średnicy 0,45mm.
Następnie model dostał kilka powłok sidoluxu naniesionych aerografem. Po wyschnięciu powierzchnia ta została delikatnie przepolerowania zwłaszcza w miejscach gdzie miały znaleźć się kalkomanie. Ale to nie one w pierwszej kolejności trafiły na model. Za pomocą Dark Wash (MIG-a) zapuściłem linie podziału i naniosłem „ciapki” w różnych miejscach modelu, które po wyschnięciu przetarłem wacikiem uzyskując zróżnicowanie koloru powierzchni.
Pierwszy raz używałem produktów Eduarda. Na papierze kalkomanie wyglądały znakomicie – cienka, z niewielkim naddatkiem przeźroczystego filmu. W trakcie użycia okazało się że ma tez inne plusy – dobrze nanosi się na model i świetnie reaguje z Mr. Mark Setterem Gunze. Oznaczenia pięknie wtopiły się w model. W tym miejscu dodam że mam trochę wątpliwości co do wielkości znaków użytych do mojego malowania np. boczny nr 24 podobnie jak gwiazda na ogonie wydają mi się minimalnie za małe – może to tylko złudzenie. Ale tej wątpliwości już nie mam w przypadku godła orła w białym okręgu naklejonego na osłonę silnika, które po porównaniu ze zdjęciami oryginalnej maszyny, moim zdaniem powinno mieć ok. 20% (1mm) większą średnicę. Dodatkowo gwiazda na ogonie jest dzielona linią ruchomego statecznika. Niestety podział poprowadzono nieprawidłowo, gdyż powinna dzielić znak na pół, a nie w proporcach 1/3-2/3. Na szczęście jest to łatwe do poprawienia. Do poprawki była również jedna z dużych bocznych kalkomanii – producent nie wiedzieć czemu, między gwiazdą a błyskawicą zamiast przeźroczystego pola zrobił białe – małe cięcie rozwiązało problem, a znak trafił na model w dwóch częściach.
Kalkomanie pokryłem kolejną warstwą zabezpieczającą Sidoluxu i mogłem przystąpić do dalszych prac. Po tym zabiegu (wiem, wiem dziwna kolejność…) zamaskowałem boczne płyty za rurami wydechowymi oraz przedni pas osłony silnika i pomalowałem ja na kolor Aluminium z przebarwieniami Burnt Iron – oba metalizery z palety MM.
Po zabezpieczeniu tej powierzchni, Dark Washem intensywnie potraktowałem aluminiowe płyty, odczekałem aż preparat dobrze wyschnie i delikatnie zacząłem ścierać jego nadmiar w kierunku tyłu kadłuba. Wash ładnie wniknął w linie i wykonane nity i jednoczenie nierównomiernie zróżnicował i zaciemnił powierzchnie metalu, która na koniec planowałem „dopieścić” pigmentami imitującymi okopcenia tej części samolotu. Zabawy z washem powtórzyłem jeszcze w kilku miejscach modelu. Gdy efekt uznałem za zadawalający całość jeszcze raz zabezpieczyłem warstwą Sidoluxu.
Prace wykończeniowe
Kolejnym etapem były wnęki podwozia głównego i golenie z klapami. Pomalowane elementy, zabezpieczyłem Sidoluxem, a następnie potraktowałem Dark Washem. Nie żałowałem go w szczególności we wnękach. Po zakończonej pracy z washem w ruch puściłem pigment MIG-a (Dark Mud), aby nadać w środku trochę brązu imitującego resztki ziemi i ochlapań powstałych podczas startów z lotnisk polowych. Minimalne ilości tego brązu naniosłem również na końcówki klap podwozia. Gotowe elementy podwozia dokleiłem do modelu za pomocą Poxipolu. Opony po pomalowaniu na czarno zostały przykurzone pigmentami Dust i Dark Mud.
Na osobną wzmiankę zasługuje również kołpak modelu. To co wykonał Eduard, jest karykaturą tego co było w prawdziwym samolocie. Nie jestem purystą, ale tego zdzierżyć nie mogłem. Zamontowałem kołpak w wiertarce i za pomocą papierów ściernych 400, 1000 i 2000 w ciągu dosłownie kilku minut nadałem znacznie lepszy kształt, który już swobodnie mogłem zaakceptować. Nieudane malowanie żółtą miało jeden mały plus, pokazało mi że jeszcze na minutkę kołpak musi znaleźć się w uchwycie wiertarki. Po paru chwilach koloru nie było, a nierówności zostały wyeliminowane. Pozostało tylko ponownie nanieść żółty kolor i wkleić pojedyncze łopaty śmigieł.
Z nitki z rajstopy wykonałem naciąg anteny, uzupełniłem drobne wytarcia farby na krawędziach spływu skrzydeł. Pigmentem Black Smoke naniosłem ślady okopceń za rurami wydechowymi i wylotami działek. Kolorami czerwonym i zielonym pomalowałem imitacje światłe na skrzydłach. Na tak przygotowany model naniosłem aerografem werniks końcowy Flat firmy Microscale. Po tym wszystkim, z niekłamaną radością przystąpiłem do ściągania masek kabiny. Odbyło się to bez problemów, a samolot nabrał nowego wyglądu. Przykleiłem wykonaną wcześniej z igły rurkę pitota, dołożyłem kołpak ze śmigłem i model mogłem uznać za gotowy. Mam cichą nadzieje że ucieszy Wasze oko, podobnie jak moje. Zatem zapraszam do galerii.
Podsumowanie
Dawno nie pamiętam abym tak szybko ukończył jakikolwiek projekt jak ten. Zestaw w pudle zawiera wszystko co powinien model mieć i to bardzo cieszy. Spasowanie części przyzwoite, a ilość użytej szpachli jak na mnie była bardzo niewielka. Budowa, która sprawiła mi dużo frajdy nie zawsze przebiegła tak różowo, a najwięcej udręki miałem z lekko „gumowatym” plastikiem. Cieszę się że drobne wpadki w czasie budowy nie spowodowały odstawienia modelu do pudła, by przeczekał na lepsze czasy i teraz cieszy on moje oko stojąc na półce koło Do 335.
Zestaw ten z czystym sumieniem mogę polecić zarówno początkującym adeptom modelarstwa, jak i tym którzy z modelu chcą wyciągnąć coś więcej.